A A A
  • Oryginał artykułu z GW
    Oryginał artykułu z GW

OPINIE

Pikanteria

Maciej Nowak, (Gazeta Wyborcza 2008-02-08)

 

Ciężki mieliśmy początek tego roku. Nieświeży dorsz w Mediterrano, niejadalne menu w Dom Armando, dziwactwa 11th Fragrance, niespełnione nadzieje na Moliera 6 - to była naprawdę czarna seria. Prawdziwych przyjaciół poznaje się jednak w biedzie, i oto podpowiedziano mi, by udać się do Pikanterii na samym mrocznym końcu Walecznych. Gdyby nie ludzka życzliwość, pewnie nigdy bym tu nie trafił, bo ta osiedlowa knajpka, zagubiona pośród małych uliczek Saskiej Kępy, nie jest w żaden sposób na szlaku. Bywa w niej przede wszystkim publiczność z sąsiedztwa, piwkujący studenci i znudzeni faceci w wieku średnim. Nie ulegajcie jednak zbytnim uogólnieniom i zajrzyjcie do karty. Czy w wielu lokalach widzieliście tradycyjny kruszon (8 zł), robiony na miejscu podpiwek (6 zł), kwas chlebowy (6 zł) czy domowe wino z czarnego bzu (6 zł)? Pewnie nawet nie pamiętacie, że ten pierwszy to musujący miks wina, wody gazowanej i soku pomarańczowego, a ten drugi to orzeźwiająca napitka ze słodu, drożdży i cukru. Warto sięgnąć do tych smaków, bo dają wyobrażenie o dawnym świecie, niepoddanym jeszcze terrorowi coca-coli i jej kamratów.

O skłonności do chodzenia własnymi drogami świadczy całe menu Pikanterii. Nie jest to haute cuisine ani żaden z innych modnych kierunków współczesnej gastronomii. Kucharz tutejszy czerpie inspiracje z kuchni domowej, ale też nie unika specjałów bardziej egzotycznych. Dystansuje się od gastronomicznych formatów, ale też nie sili się na cudactwa. Proponuje, ot po prostu, niezobowiązujący i zabawny spacerek po potrawach, które lubimy, a jeśli jeszcze nie lubimy, to z pewnością polubimy. Tak jak na przykład polędwicę tajską (21 zł), do której - przyznaję - podchodziłem jak pies do jeża. Tymczasem na stół wpłynął talerz pełen jasnego, ryżowego makaronu zasmaczony podsmażonymi na chrupko pasemkami polędwicy duszonej w sojowym sosie. Kontrast białych, dziewiczo niewinnych klusek z brutalnością czarnej soi godzien był pióra Johna Steinbecka. Moc wrażeń zapewnia też carpaccio z podwędzanej gęsi (17 zł), czyli tradycyjnych półgęsków. Niewielka to filozofia pokroić je w cienkie plasterki i ułożyć na talerzu, ale sztuką już prawdziwą jest znaleźć półgęski tak soczyste, tak pełne smaku, tak mięsiste i tak apetycznie różowe. Odkryciem godnym rozpropagowania na stołach całej Rzeczypospolitej wydaje mi się oscypek w dobrym towarzystwie (12 zł), czyli plastry owczego sera zapieczone na malutkich plackach ziemniaczanych. Gdy już to zjadłem, gdy już to napisałem, sprawa wydaje się oczywista: jak w ogóle można tolerować placki ziemniaczane bez oscypka? Ale żeby wpaść na pomysł tak oczywisty, tak harmonijny, potrzeba podniebienia naprawdę wyrafinowanego. I takim najwyraźniej Dobry Pan Bóg obdarzył kucharza Pikanterii.

Dowodów na to znajdziemy bez liku. Częstujcie się! Barszcz czerwony jak posoka, słodki od buraków, kwaśny od octu i treściwy od uszek wypełnionych mięsnym farszem z dodatkiem gotowanej marchewki (5 zł). Wypełnione tą samą pyszną masą pierogi (10 zł), kraszone skwarkami ze słoninki. Gęsta zupa z prawdziwków na złocistym rosole z kluseczkami francuskimi (12 zł). Placki ziemniaczane po meksykańsku z mięsnym gulaszem z pomidorami (17 zł). Pokryte chrupką skórką udka kacze podane na buraczkach i pieczonych jabłkach (27 zł). I w końcu pieczona golonka (19 zł). Po ostatnich doświadczeniach ze świńskimi goleniami straciłem już nadzieję, że kiedykolwiek zjem je jeszcze w Warszawie ze smakiem. W Pikanterii to się udało: mięsko było miękkie, tłuszczyk apetyczny, a skórka przyjemnie przypieczona.

Z oskomą przyglądałem się jeszcze prosięciu faszerowanemu kaszą i podrobami oraz szynce pieczonej na 30 osób, ale szczęśliwie potrawy te trzeba zamówić z odpowiednim wyprzedzeniem. Gdyby były dostępne od ręki, prawdopodobnie padłbym z przejedzenia. Za to szczęśliwy. Bo niczym podróżnik przemierzający przez ostatnie tygodnie pustynne krajobrazy warszawskiej gastronomii, odkryłem w końcu kolejną życiodajną oazę.

(Maciej Nowak, gazeta.pl )



Polecam!

Bardzo pozytywne wrażenie - wnętrze może bez rewelacji, ale jednak miło i przytulnie. Ceny w porządku, bardzo przyjemna atmosfera no i świetne jedzenie! Polecam pierogi z pieca i wspaniały czerwony barszcz z uszkami. Ku mojemu zaskoczeniu sporo gości nawet w środku tygodnia - widać Pikanteria nieźle się sprawdza jako lunchownia. Polecam.

(Azazella, gastronauci.pl )

 


 

Miłe miejsce na miłe wieczory

Odwiedziłam Pikanterię już parę razy. W tym rejonie Saskiej Kępy gdy nie chce nam się wędrować na Francuską, jest to miejsce w sam raz. Na dosyć wysokim poziomie jeśli chodzi o odczucia estetyczne, może nie ma wewnątrz nie wiadomo jakich dekoracji, skórzanych kanap itp. Jest miło i przytulnie, dwie sale, mała na dole, większa na górze, ciekawie zagospodarowana, z przepierzeniami które dodają intymności... Co do jedzenia nie drogo, ale też nie bardzo tanio, smacznie i przyjemnie podane, i mają jedną z najlepszych szarlotek na ciepło jakie jadłam :) Miłe miejsce, które na pewno zasługuje na odwiedziny podczas spacerów po Saskiej Kępie :)
(malaczarna, gastronauci.pl )

 


 

Lokalnie, smacznie, tanio

Dzielnicowa knajpka. Na parterze dla palących, na piętrze bez dymu. Zgrzebne wnętrze, karta dań może nie wyszukana, ale taka, która na pewno zaspokoi głód tych, którzy mieszkają lub pracują po sąsiedzku. Mają tu makarony, polskie zupy (żur, barszcz czerwony z uszkami), domowe pierogi i golonkę bawarską. Z przystawek warte uwagi jest carpaccio z podwędzanej gęsi (17 zł). Napoje zupełnie niestandardowe: domowej roboty wino z gąsiora z czarnego bzu i wiśni, napój piwny, kruszon, kwas chlebowy.
(redakcja, gastronauci.pl )

 


 

Jak najbardziej tak

Byliśmy już tam parę razy. Jedzenie jest bardzo dobre, obsługa również, widać że zna się na tym co robi. Ceny są niewielkie, a zjeść można lepiej niż w knajpie z najlepszą opinią. Polecam jak najbardziej. Warto wpaść.

(Mala Ruda, gastronauci.pl )

 


 

Miłe miejsce, dobre jedzenie, świetne ceny :)

(...) Najprzyjemniejsza część tej recenzji - jedzenie. Jest bardzo dobre. Jadłem tam golonkę pieczoną, polędwiczki wieprzowe w sosie śmietanowym oraz penne z łososiem i szpinakiem. Każda z tych potraw była bardzo poprawna. Porcje idealnej wielkości, a do tego naprawdę smaczne. Goloneczka przypieczona z zewnątrz, acz soczysta w środku (nie zanotowano owłosienia... :)). Do tego dobry ogórek, ciepła bułeczka i fajna pikantna musztarda (oczywiście nie zabrakło chrzanu). Polędwiczki (polecone przez kelnerkę) bardzo smaczne - mięciutkie, skruszałe. Sos też idealny - śmietanowy, ale taki jak powinien być, czyli "aksamitny" z lekką nutą słodyczy (nie wiem - może miód?). Makaron z łososiem i szpinakiem bardzo dobry. Widać, że szpinak miał kiedyś postać listków (zero tak znienawidzonej papy, która szpinakowi zrobiła tyle złego PR-u), łosoś aromatyczny i bardzo smakowity. Makaron ugotowany poprawnie. Hartowany, nie odgrzewany w mikrofali.

Zero szału, ale jedzenie smaczne i jest go dużo. Choć byłem tam kilka razy ze znajomymi nikt nie był zniesmaczony lub głodny. A najlepsze są ceny. Za obiad dla dwojga z przystawkami i obowiązkowym piwkiem to koszt maks. 100 zł. (Danie główne 20-35 zł). Bardzo też spodobała mi się cena wódki - 40 ml 5 zł :) Można się upić i nie czuć się jak frajer...

Polecam to miejsce wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy chcą wyskoczyć na niezobowiązujący, sympatyczny posiłek ze znajomymi (za rozsądne jak na Warszawę pieniądze).

(limpdurst, gastronauci.pl )